Ernest E. Larkin O.Carm. „Medytacja Chrześcijańska. Kontemplatywna modlitwa na dziś” wyd. Tyniec (Wydawnictwo Benedyktynów) 2014 – krótkie omówienie.
Książka zachęca do refleksji przynajmniej nad dwoma aspektami Medytacji Chrześcijańskiej (z dużej litery, bo chodzi o konkretną jej formę związaną z WCCM):
- jak pogodzić w życiu duchowym różne formy modlitwy?,
- powtarzać nieustannie czy też nie powtarzać wezwanie modlitewne w trakcie medytacji?
Oprócz tych dwóch tematów trzeba jeszcze koniecznie wspomnieć o oryginalnej propozycji o. Ernesta dotyczącej wykorzystania „modlitwy aspiracyjnej”, ale o tym na końcu…
Ad 1.
Autor powołuje się na początku na Thomas’a E. Clarke’a SJ (współzałożyciela Centering Prayer – obok Penningtona i Keatinga) i pisze, że są trzy „drogi do środka”: „pierwsza to klasyczna droga przez ciemność wiary”, prowadząca „ponad wyobrażeniami i pojęciami, szukając odpocznienia w Bogu zamieszkującym w człowieku” (s. 22); dwie pozostałe posiłkują się „wyobraźnią i uczuciami” (medytacje wyobrażeniowo-uczuciowe oraz rachunek sumienia).
Odnosząc się jednak do tego rozróżnienia i analizując swoją, osobistą drogę modlitwy i refleksji nad nią, o. Larkin zdecydowanie uważa, że „biernej” i „aktywnej” modlitwy nie można sobie przeciwstawiać i co więcej – nie ma też potrzeby wymuszania „drogi poza wyobrażeniami czy uczuciami” przez zbytnie akcentowanie „opróżniania umysłu” – zwłaszcza w okresie początkowym (przez długi czas swojego życia Autor starał się łączyć w jedną całość modlitwę kontemplacyjną, rozważanie Pisma Świętego oraz rachunek sumienia).
W rozumieniu o. Ernesta (powołuje się on tutaj między innymi na pisma św. Teresy z Avila) wyobrażenia mogą nawet pełnić rolę podobną do tej, jaką ma powtarzana formuła modlitewna w rytm oddechu – służyć powrotowi do skupienia w razie wystąpienia rozproszeń!
A więc Medytacja Chrześcijańska ma być częścią modlitwy chrześcijanina, a nie zastępować inne formy na zasadzie rywalizacji.
Ad 2.
Autor zauważa różnicę w podejściu do medytacji pomiędzy Medytacją Chrześcijańską (John Main) a Modlitwą Prowadzącą do Środka (M. Basil Pennington, Thomas Keating).
O. J. Main i jego następcy nauczają bowiem, że należy powtarzać formułę bez przerwy – recytujemy ją tak długo, aż nie jesteśmy w stanie tego robić, kiedy „nasza samoświadomość zostanie pochłonięta przez ciszę Boga” (ale są to rzadkie chwile łaski – s. 27 i 32). Kiedy jednak uświadomimy sobie ten stan wyciszenia, natychmiast powinniśmy powrócić do powtarzania świętego słowa czy wezwania.
W Modlitwie Prowadzącej do Środka natomiast sprawa wygląda trochę inaczej: „jak tylko uda nam się skupić i „osiąść” w Bogu, „słowo” jest już nam niepotrzebne” (s. 27) – nie musi być powtarzane bez przerwy (s. 28).
Według o. Ernesta ta różnica przypomina trochę różnicę pomiędzy św. Janem od Krzyża a św. Teresą z Avila.
Powtarzać więc, czy nie? Sam Autor przyznaje, że był w jego życiu czas powtarzania i czas nie-powtarzania, ale żeby pełniej odpowiedzieć na to pytanie musimy jeszcze przyjrzeć się modlitwie aspiracyjnej…
Modlitwa aspiracyjna związana jest ściśle z tradycją karmelitańską (dziedzictwo reformy z Turenii z XVII w.). To kontemplacyjna modlitwa serca: „poziom lub dwa ponad akty strzeliste (…) to nie tylko zwykłe święte myśli lub pragnienia czy pełna emocjonalnych uniesień rozmowa”. [Aspiracje] są „płomiennymi strzałami miłości” i jako takie pozostają poza możliwościami początkujących w modlitwie i są możliwe tylko u ludzi, którzy głęboko i szczerze kochają Boga, podążając drogą do zjednoczenia mistycznego” (s. 100). Oto słowne przykłady aspiracji jakie podaje o. Larkin (chociaż nie muszą być one wyrażane głośno – chodzi przede wszystkim o wielką żarliwość, pragnienie serca): „mój Boże, kocham Cię”, „Bóg mój i wszystko moje” (s. 152).
Według naszego Autora ta forma modlitwy znajduje się na równi z medytacją chrześcijańską – niezależnie od tego, czy mówimy o niej w rozumieniu o. Main’a czy o. Pennington’a. Może też być z powodzeniem połączona z medytacją (chociaż raczej nie w jednym czasie – o czym dalej), by „pozwolić aspiracjom wzmocnić miłość, która jest istotą każdej modlitwy kontemplacyjnej” (s. 102).
Okazuje się, że – według relacji o. Ernesta – sam John Main w pewnym momencie swego życia powrócił do praktyki medytacji monologicznej właśnie dzięki zetknięciu się z książką traktującą o modlitwie aspiracyjnej (w połączeniu z naukami Jana Kasjana)! (s. 152)
Czy są więc różne drogi modlitwy i medytacji chrześcijańskiej? Oczywiście, że tak. O. Ernest Larkin stara się jednak nie skupiać na różnicach, jakie zachodzą między nimi, ale na ich wzajemnym ubogacaniu. Jeśli zaś chodzi ściśle o medytację, to uważa, że przychylnym okiem należy spojrzeć również na te jej formy, które dopuszczają uczuciowe zabarwienie podejmowanej praktyki. Również bowiem modlitwa aspiracyjna, pisze, może stać się „sposobem, w jaki Duch Święty „wydycha” z nas rozpalone pragnienie Boga” (s. 162).
Autor twierdzi, że oba nurty („beznamiętny” i „afektywny”) mają te same korzenie w modlitwie monastycznej (oba są przede wszystkim niedyskursywne) i „w sferze praktyki mogą się uzupełniać” (s. 154), chociaż nie należy ich łączyć „w tym samym czasie” (s. 171).
„Modlitwa aspiracyjna może być pomocna jako wprowadzenie do Medytacji Chrześcijańskiej, wnosząc element żarliwości i pasji w życie duchowe kontemplatyków” (s. 155), przy oczywistym ostrzeżeniu przed szukaniem „duchowych rozkoszy”.
Może też być praktykowana w ciągu dnia: „ta pobożna praktyka zaleca wypowiadanie aspiracji rytmicznie, jak tykanie zegara, często przez cały dzień albo w momencie, gdy jest się poruszonym wewnętrznie, by przywołać obecność Boga(…) Wezwanie aspiracyjne może, ale nie musi, być mantrą Chrześcijańskiej Medytacji” (s. 171).
Na koniec, trochę niekonsekwentnie, Autor sugeruje, że zwłaszcza dla „początkujących”, można by zaproponować 20-30 minutowe sesje modlitwy medytacyjnej, podczas których modlący się powtarzałby cały czas aspiracje. „Aspiracja pełniłaby rolę mantry lub mogłaby być spontanicznymi przejawami miłości i pragnienia” (s. 172).
ks. Stanisław