Omówienie książek Martina Laird’a OSA

I „W krainę ciszy: przewodnik po chrześcijańskiej praktyce kontemplacji” wyd. WAM (Księża Jezuici) 2014

II „Głębia serca: Cisza, świadomość i kontemplacja w praktyce chrześcijańskiej” wyd. WAM (Księża Jezuici) 2016

„Wszyscy jesteśmy uzdolnieni do kontemplacji” pisze Autor na samym początku książki „W krainę ciszy…” – „dążenie do wspólnoty z Bogiem w ciszy serca jest nam dane przez samego Stwórcę, tak jak zdolność rododendrona do kwitnienia, dyspozycja pisklęcia do lotu czy dziecięca umiejętność zatracenia się w zabawie i radości” (s. 13).

A potem wprowadza czytelnika, krok po kroku, w „krainę ciszy w milczeniu”, podkreślając, że wspólnota z Bogiem nie jest czymś, co próbujemy „osiągnąć”, albowiem „Bóg już w tej chwili jest podstawą naszego istnienia (…) To nasz hałaśliwy i chaotyczny umysł utrzymuje nas z dala od tematu istnienia głębszej rzeczywistości i Boga jako podstawy naszego istnienia. Ta powszechna nieświadomość czyni nas podobnymi do rybaka, który całe życie łowił płotki, nie wiedząc, że stoi na grzbiecie wieloryba” (s. 19).

Praktyka kontemplacyjna nie „stwarza” więc naszego wewnętrznego „ja”, ale ułatwia jego odsłonięcie – pomaga uświadomić sobie „iluzję oddzielenia od Boga”…

W przystępny i ciekawy sposób o. Martin omawia wiele kwestii związanych z medytacją/kontemplacją (m.in.: rolę ciała, oddechu i frazy modlitewnej, problem rozproszeń i emocji, czyli „wyświetlania wewnętrznych filmów”), ale najbardziej interesujące są chyba rozdziały 4 i 5, które traktują o „trzech bramach teraźniejszości”, przez które prowadzi droga do „krainy ciszy” (z tym zastrzeżeniem, że pojęcie „przechodzenia” w znaczeniu jakiegoś „postępu”, jest tutaj bardzo zwodnicze – w drugiej książce, o czym niżej, okaże się zresztą, że tak naprawdę nie musimy przekraczać żadnej bramy). Przedstawmy je krótko:

1/ pierwsza brama – pisze nasz Autor – „zbudowana jest głównie z trudności praktycznych, takich jak niecierpliwość i zaaferowanie samym sobą”, zbytnia identyfikacja z myślami i emocjami (s. 98 i 133). Człowiek uczy się stawiać czoło różnorodnym rozproszeniom zamiast na nie reagować.

Kluczową rolę odgrywa tutaj fraza modlitewna, będąca „czymś w rodzaju szczepionki: niewielką dawkę zarazków wprowadza się do ciała pacjenta, by przywołać na pomoc przeciwciała, które zapobiegną chorobie. W tym przypadku chorobą jest nadaktywny umysł, który – choć przydaje się w wielu życiowych sprawach – przesłania nam głębszy poziom istnienia, co z kolei wywołuje w nas poczucie oddzielenia od Boga i pozostałych ludzi (…) szczepionka naszej modlitwy pobudzi w nas pamięć o prawdziwej naturze rzeczy i skłoni do obiektywnego spojrzenia” (s. 102-103). Trzeba więc wybrać słowo-werset modlitwy i trzymać się go wiernie, powtarzając nieustannie w rytm oddechu, aż stanie się to czymś normalnym i bardziej „przyciągającym” niż nasze „wewnętrzne filmy”.

2/ Druga brama – to czas, w którym Bóg wprowadza nas „w głąb ciszy”, w kontemplację, a więc i w głębsze oczyszczenie naszych serc. Z „ofiary” zdarzeń, myśli i uczuć stajemy się ich „świadkiem”, pozwalamy im po prostu być – bez ciągłych komentarzy (s. 137). Z coraz większą jasnością dostrzegamy to, co dzieje się wewnątrz nas. Przypominają się pierwsze wersy Medytacji z ojcem Serafinem: „kiedy się modlisz bądź jak góra”… (por. s. 150).

Powtarzanie słów modlitwy przestaje być ćwiczeniem, wysiłkiem, a „staje się częścią naszej świadomości” (s. 106). Powoli też do naszej świadomości dochodzi to, co do tej pory było poza jej zasięgiem: „w pobliżu drugiej bramy modlitewny spokój pozwala nam dostrzec nie tylko same myśli” – np. pełne żalu czy lęku – „ale też umysłowo-emocjonalny schemat, który za nimi stoi” (s. 109). Z biegiem czasu możemy więc zauważyć wiele fizycznych, emocjonalnych i moralnych korzyści płynących z praktyki medytacyjnej.

Sposób wykorzystania słowa modlitwy zmienia się – już nie jest to tylko „tarcza” czy „miejsce ucieczki”, ale „nośnik ciszy”, pomoc w spotkaniu się z rozproszeniami w ciszy: „słowo modlitwy przeobraża się z tarczy w koryto rzeki, które jest jednością z rzeką. Koryto nie ma w zwyczaju reagować na to, co płynie pod prąd, ani na to, co płynie z prądem rzeki. Przyjmowanie i wypuszczanie czegoś to dla niego jedna i ta sama czynność. W ten sposób doświadczamy stabilnego przepływu myśli i uczuć” (s. 112).

O. Laird sugeruje też w tym miejscu (przyznając, że są zupełnie odmienne poglądy), że przeszedłszy przez drugą bramę „wielu ludzi odkrywa, że nie potrzebują już powtarzać słowa modlitwy, a jeśli nawet, to niezbyt często” (s. 112). Z drugiej jednak strony, chodzi mu chyba raczej o „powtarzanie w myślach”, gdyż dalej pisze np.: „słowo modlitwy, bez względu na to, czy jest powtarzane w myślach, czy też nie, pozostawia w świadomości niewidoczny ślad, który staje się nośnikiem ciszy” (s. 113).

3/ Przekraczając trzecią bramę, która znajduje się blisko drugiej (por. s. 153), spotykamy się z tym, co niewysłowione – czego nie można uchwycić ani myślą, ani uczuciem, ani słowem. Odkrywamy coraz pełniej głębię naszego istnienia, nasze wewnętrzne „ja” „ukryte z Chrystusem w Bogu” (por. Kol 3,3) – co nie znaczy oczywiście, że stany wielkiego udręczenia i rozproszenia nigdy nam się już nie zdarzą (por. s. 114-115).

Następuje zmiana postrzegania samego siebie – odkrywamy, że „większość tego, co nazywamy sobą, jest raczej misterną wyklejanką. Ta wyklejanka, zwana często „ego”, przydaje się do radzenia sobie z praktycznymi problemami życia i jest przedmiotem zainteresowania Enneagramu, lekarza i urzędu skarbowego. Jednak żadna etykietka nie odpowiada temu „odjaźnionemu” „ja”, które wyłania się po przekroczeniu trzeciej bramy” (s. 116). Przestajemy należeć do samych siebie…

Końcowe rozdziały książki to opis doświadczeń życiowych konkretnych osób: Laury, Elizabeth i James’a, nawiązanie do „Obłoku niewiedzy” oraz oryginalna opowieść o młodzieńcu szukającym „prawdziwego klasztoru”.


II „Głębia serca: Cisza, świadomość i kontemplacja w praktyce chrześcijańskiej” wyd. WAM (Księża Jezuici) 2016

Druga książka, jak czytamy zresztą we wstępie, jest kontynuacją pierwszej, a raczej ujęciem tego samego tematu w nowy sposób. Wydaje się być mniej uporządkowana, trudniejsza, ale idąca nieco dalej i jeśli ktoś chciałby przeczytać tylko jedną z omawianych pozycji, to bez wątpienia ta jest bardziej godna polecenia. Po pierwsze dlatego, że na początku mamy skrót „W krainę ciszy” (co ciekawe – bez omówienia „trzech bram teraźniejszości”), a po drugie, Autor (jak przystało na Amerykanina, ciągle starając się ściśle łączyć teologię modlitwy z psychologią i praktyką życia), posiłkując się wieloma przykładami i cytatami, stara się w niej wyraźniej ukazać, że modlitwa wymaga wysiłku, że „cisza jest głębsza niż obecność lub nieobecność fal dźwiękowych” (s. 86) i że „przeciwieństwem życia kontemplatywnego nie jest życie aktywne, ale reaktywne” (s. 71).

Razem z Ewagriuszem z Pontu (który jak się dowiadujemy, towarzyszy często o. Martin’owi w jego pracy ze studentami) a potem ze św. Janem od Krzyża, „wgryzamy się” więc coraz głębiej w temat kontemplacji, która jest „kopernikańską rewolucją duszy” (s. 29), a zamiast „trzech bram” pojawia się „galeria światła”, którą Autor opisuje za św. Hezychiuszem: „kiedy jesteśmy umacniani w Chrystusie Jezusie i zaczynamy postępować w nieugiętej czujności, On najpierw pojawia się w naszym umyśle jak pochodnia, która – pochwycona dłonią intelektu – prowadzi nas po ścieżkach umysłu; potem ukazuje się nam jak księżyc w pełni, okrążając firmament serca; następnie ukazuje się nam jak słońce, promieniejąc sprawiedliwością, objawiając się wyraźnie w pełnym świetle duchowej wizji” (s. 98).

Nasz Augustianin, często w iście poetycki sposób opisuje skutki podążania drogą medytacji/kontemplacji i z wielką znajomością rzeczy, zajmuje się również takimi tematami jak doświadczenie nudy, zniechęcenia, depresji czy problemami związanymi z powtarzaniem bądź nie „versiculum meditatione”, pomagając odnaleźć wewnętrzną ciszę nie pomimo, ale poprzez trudności…

Odpowiadając na szereg konkretnych pytań związanych z medytacją, przekonuje, iż „wewnętrzna cisza w końcu ukazuje, że nie musimy przekraczać żadnych drzwi, gdyż Chrystus jest również samymi drzwiami. Dlatego na każdym etapie tej drogi nasze ustalone poglądy na temat postępu w życiu duchowym rozsypują się w nabożny proch nieistotności przed wyzwalającym objawieniem się Chrystusa: „Ja jestem bramą”…” (s. 32).

Warto przeczytać!

ks. Stanisław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *